Kobiety mafii
reż. Patryk Vega
Kiedy myślałem, że gorzej nie można, Vega znowu mnie zaskakuje. Po niesmacznym, ale gdzieś będącym trafną krytyką polskiej służby zdrowia Botoksie, robi film tak wtórny, nieśmieszny i tandetny, że pierwszy raz od jakiegoś czasu poczułem, że zmarnowałem dwie godziny życia.
Właściwie nie wiem, co tu pisać o „fabule”. Jakaś niunia (Ogla Bołądź) trafia do CBŚ i pod przykrywką wkręca się w świat przestępców. Jej zdolności to niewyparzony język i umiejętność tańca na rurze. Cóż, że ma męża i dziecko, skoro praca jest ważniejsza. O tej rodzinie zresztą szybko zapomina, jak pozna przystojnego gangstera. Vega pokazuje nam, jak radzą sobie kobiety w światku przestępczym – posługując się utartymi stereotypami. Głupia blondyna (Katarzyna Warnke) potrafi tylko wydawać kasę i jest łatwa do manipulowania. Zaradna niania (Agnieszka Dygant) z niewinnej ciapy przeradza się w prawdziwego mafioza wożącego dragi za granicę. Córka szefa gangu (Julia Wieniawa-Narkiewicz) wpada w sidło narkotyków, które sprzedaje jej tatuś (Bogusław Linda).
W tym koślawym scenariuszu niewiele trzyma się kupy. Najpierw historia toczy się wokół agentki, potem nagle wokół niani – brak umiejętności równoległego prowadzenie wątków jest tu oczywista. Postacie rozmawiają ze sobą „autentycznym gangsterskim językiem” – ale chyba ktoś zapomniał przetłumaczyć potencjalnie chwytliwe i zabawne teksty na język ludzki. W dodatku aktorzy są tak drewniani, że nawet Boguś poci się niemiłosiernie, żeby nie wyjść na niemotę. Tempo kręcenia filmów przez Vegę odbija się na ich jakości – wiele scen wydaje się nagranych na prędko, za pierwszym podejściem. Brak w nich jakości, chemii między aktorami. O ujęciach z drona, które są niemalże identyczne od czasu Pitbulla. Nowych porządków już nie wspomnę. Chyba nakręcono je raz, a teraz reżyser korzysta z nich, żeby „zlepić” dwie następujące po sobie sceny. Bo logicznie połączyć się ich nie da. Cóż, uczcie się kochani, tak się robi kino za małą kasę, które i tak zarabia miliony.
Pamiętam czas, gdy nazwisko Patryk Vega było wyznacznikiem nowej jakości w kinie polskim. Ale kiedy to było? Teraz, zużywając tych samych aktorów jak stare skarpety, grających w niemalże nie do odróżnienia rolach, posługując się zlepkiem scen udających scenariusz, reżyser ten wyznacza nowe niziny w rodzimym biznesie filmowym.
Ocena: 2/10
Skomentuj