Bookshop
reż. Isabel Coixet (Hiszpania / Wielka Brytania / Niemcy)
Rzadko kiedy filmy pokazywane podczas festiwali filmowych potrafią mnie tak zirytować. Mogę przesiedzieć bez problemu cztery godziny na czarno-białym obrazie z Filipin, natomiast europejska produkcja z dobrą obsadą wywołuje u mnie dreszcze. Bookshop ma wszystko, co mnie w kinie denerwuje – pretensjonalnych bohaterów, marne aktorstwo, drętwe dialogi i niepotrzebny komentarz zza kadru. Historia młodej kobiety (Emily Mortimer), która decyduje się otworzyć księgarnię w małej, nadmorskiej miejscowości w południowej Anglii, ma także skostniałą formę, co jest gwoździem do trumny. Florence Green chce prowadzić księgarnię z pasji, wbrew braku poparcia lokalnych mieszkańców czy niezbędnych finansów. Wszyscy przeciwnicy jej projektu przedstawieni są jako źli, podstępni ludzie, którym nie zależy na ideałach, tylko na pieniądzach i upokarzaniu innych.
Isabel Coixet nie czuje ani realiów brytyjskich, a z konwencji dramatu niezamierzenie uczyniła pastisz. Ta oparta na banalnych przeciwieństwach batalia z podtekstem politycznym jest zwyczajną nudą, którą należy omijać z daleka. W jaki sposób Bookshop otrzymał trzy nagrody Goi w Hiszpanii, nie jestem w stanie zrozumieć.
Ocena: 3/10
Skomentuj