Sierranevada
reż. Cristi Puiu
Trzygodzinny dramat rumuński autora świetnej Śmierci pana Lazarescu również zbliża nas do szarej rzeczywistości na wyciągnięcie ręki. Surowy styl filmu, ujawniający się w długich ujęciach, naturalnym oświetleniu i wnętrzach oraz braku muzyki ilustracyjnej, przenosi nas do centrum zdarzeń. Oglądamy rodzinne spotkanie gdzieś w Bukareszcie, uroczystość żałobną czterdzieści dni po pogrzebie nestora rodu. Co dzieje się, kiedy wielopokoleniowa rodzina wrzucona zostaje do ciasnej, niemalże klaustrofobicznej przestrzeni, a wszyscy domownicy są głodni? Stare żale i pretensje wypływają w rozmowach, przeszłość, rodzina, sytuacja polityczna (akcja toczy się kilka dni po ataku na redakcję Charlie Hebdo) wałkowane są bez końca. Larry, najstarszy z synów zmarłego, ma być naturalnym spadkobiercą i nową głową rodziny. Piętrzące się problemy każą mu zrewidować swoją sytuację.
Jeżeli byliście kiedyś na rodzinnej imprezie, na której wszystko idzie nie tak, jak powinno, oglądanie tego filmu może być dziwnym deja vu. Spóźniający się ksiądz, problemy z garniturem – prezentem od zmarłego, nieoczekiwani członkowie rodziny pukający do drzwi i ten wiecznie odkładany obiad. Sytuacja stopniowo zmienia się ze złą na gorszą. Co chwila mamy wrażenie, że zaraz dojdzie do rękoczynów. Przemyślanie skonstruowany scenariusz, nie stroniący od humoru słownego, organicznie prowadzi nas do nieoczywistej konkluzji.
Zobacz również: recenzja filmu Zimowy sen
Niespokojny, rozedrgany film, jest świetny od strony realizatorskiej. Długość trwania będzie największą przeszkodą w obcowaniu z tą produkcją. Zbyt dużo motywów wplecionych w historię nie pozwala żadnemu przejąć nadrzędnej roli i odpowiednio wybrzmieć. Ze 170 minut projekcji nie dowiemy się też niestety, dlaczego narciarski kurort w Hiszpanii jest tytułem film.
Ocena: 7/10
Skomentuj