„Alone in Berlin”
reż. Vincent Perez
Z jednego filmu konkursowego wpadłem na drugi – i było to przejście z deszczu pod rynnę. Kolejny rozrachunkowy w tematyce film, tym razem oparty na bestsellerowej powieści Hansa Fallady „Każdy umiera w samotności”, to potencjalny samograj z Emmą Thompson i Brendanem Gleesonem w rolach głównych. Aktorzy wcielają się w małżeństwo, które po stracie syna w kampanii francuskiej zaczyna roznosić widokówki z antywojennym przesłaniem w Berlinie. Część z nich trafia do policji, gdzie prowadzący śledztwo inspektor Escherin (Daniel Bruhl) stara się drogą dedukcji namierzyć autora wywrotowych wiadomości.
Kolejny raz, przy dużym budżecie i wsparciu wielkiego studia filmowego, otrzymujemy poprawnie zrobiony film, zniszczony przez detale. Bo dopieszczona do bólu scena wizualna, scenografia i kostiumy, zostają zniweczone przez drętwe dialogi prowadzone w języku angielskim z nieznośnym, niemieckim akcentem. Popadająca w melancholię ścieżka dźwiękowa nie pomaga w zatopieniu się w tą przejmującą opowieść o zdesperowanych rodzicach, starających się być głosem rozsądku w zahipnotyzowanym przez tyrana narodzie. Vincent Perez, który jest bardziej uznanym aktorem niż reżyserem, stworzył film do bólu sztampowy i konwencjonalny. Twórcy zabrakło doświadczenia, żeby nadać akcji odrobinę jakże potrzebnego napięcia, oraz odwagi, by do tego wdzięcznego tematu podejść się ze świeżością i drapieżnością.
Ocena: 3/10
Skomentuj